ERBEL: Zakotwiczyć przyszłość w swoim sąsiedztwie

Joanna Erbel stoi przed budynkiem Nowego Teatru

19 kwi ERBEL: Zakotwiczyć przyszłość w swoim sąsiedztwie

Nie umiem myśleć o zmianie, nie myśląc o swoim najbliższym sąsiedztwie. Okolica, w której mieszkam, rozpięta pomiędzy mokotowskim kinem Iluzjon a Nowym Teatrem, między lokalnym warzywniakiem, księgarnią i pocztą – wyznacza rytm nie tylko mojego codziennego dnia, ale również myślenia. To bliski kwadratowi prostokąt o dłuższym boku 2,5 km2, który można przejść wolnym krokiem w niecałe pół godziny. Czytając o różnych innowacjach, odruchowo modeluję je w głowie, przykrawając do możliwości mojego lokalnego kwadratu. Nawet jeśli zdaję sobie sprawę, że w wielu przypadkach Warszawa nie będzie pionierką we wdrażaniu innowacji, to w cichości ducha mam nadzieję, że z czasem zawitają one i do nas. Niekiedy jest jednak odwrotnie i to moja okolica podsuwa mi tematy do rozważań. Tak właśnie było w przypadku motywu przewodniego tego rozdziału, czyli różnych obiegów energii, która często jest utożsamiana po prostu z pieniądzem. Wizja lokalnego ekosystemu opartego na wymianie przyszła do mnie na początku pandemii i wzięła się z lęku przed stratą. To był kwiecień 2020 roku. Umówiłam się na kawę z moim sąsiadem, żeby odpocząć od ciągłej pracy przy komputerze. Siedzieliśmy na pustym placu Nowego Teatru. W środku, zamiast tłumów czekających na lunch i odbywających spotkania biznesowe – pustka. Raz na kwadrans pojawiał się kurier odebrać zamówienie na wynos. Kasa biletowa teatru była zamknięta. Zniknęło wszystko to, co daje wartość miejskiemu życiu: przypadkowe spotkania, życie kawiarniane, wielkomiejska kultura. Świat, na ile mógł, przestawiał się na życie i pracę online, więc zasadne było odpowiedzenie sobie na pytanie: po co w ogóle zostawiać w dużym mieście, skoro jest w nim drożej i (niejednokrotnie) brzydziej niż gdzie indziej? I co będzie, jeśli po zakończeniu pandemii ludzie nie wrócą do miasta albo nie będzie ich stać na to, żeby brać udział w miejskimi życiu?

Z tych pytań powstały „tokeny przeciwko zdziczeniu”, czyli prosta koncepcja, żeby praca społeczna dawała dostęp do rdzenia miejskości – życia kawiarnianego oraz kultury. Tokeny pozwalałyby za różnego rodzaju dobra i usługi płacić nie pieniądzem, ale swoją pracą. Początek pandemii był to bowiem czas, kiedy w Warszawie, jak i w wielu innych miastach, zaczęły się pojawiać równolegle informacje o oddolnych inicjatywach sąsiedzkich, z których część była skupiona pod hasłem #WidzialnaRęka. Okazało się, że w kryzysie umiemy sobie pomagać. Dlaczego więc nie moglibyśmy na bazie tego potencjału projektować naszej wspólnej przyszłości? Dlaczego nie moglibyśmy stworzyć systemu równoległego do obiegu złotówki, który bazowałby na doświadczeniach walut lokalnych oraz istniejących już rozwiązaniach, takich jakich umowne zniżki sąsiedzkie, pieczątki na kawy i lunche, zniżki pracownicze w teatralnej restauracji czy tańsze lunche lub inne promocje, które są efektem wysokiego obrotu w krótkim czasie?

Górny Mokotów wydawał mi się naturalną przestrzenią nie tylko dlatego, że tu mieszkam oraz, jak Krzysztof Nawratek, autor Miasto jako idei politycznej, uważam, że „kapitał społeczny jest zazwyczaj terytorialny”, ale również dlatego, że nasza lokalna ferajnowa społeczność na co dzień testuje różne formy alternatywnych walut i systemów wymiankowych. Sprzedajemy książki za awokado, a nieużywane talerze za mleko roślinne. Przed zrobieniem zakupów pytamy na grupie, czy ktoś nie ma do sprzedania kurzącej się w kącie lampy, suszarki do ubrań czy niepotrzebnego krzesła biurowego. Powszechnym pytaniem na Paserce jest: „Czy ma ktoś z was sprzedać x, zanim pojadę do Szweda?”. Wsparcie dla osób będących w trudniejszej sytuacji polega na zbiórkach produktów – obecnie dotyczą one głównie rodzin uchodźczych oraz osób starszych. Na grupach są również osoby prowadzące lokalne biznesy i oferujące sąsiedzkie zniżki. Można na przykład dostać 25% na wypieki w nowo otwartej piekarni, 20% zniżki na tatuaż, 5 złotych (z 35) zniżki na jogę, 10% zniżki na kurs języka angielskiego albo 5% zniżki na szampana. Są też inne wzruszające działania jak to, kiedy na Gwiazdkę 2020 sprzedawca choinek stojący na placu Nowego Teatru w podziękowaniu za dobry utarg postanowił podzielić się swoim dochodem i jego część przekazać na inicjatywę wybraną w głosowaniu przez społeczność Ferajny. Pamiętam, że wygrało wsparcie dla uchodźców mieszkających na terenie dzielnicy.

Ferajnowe grupy wykorzystują potencjał ludzki, ale nie do końca – instytucjonalny. Tymczasem na ich terenie znajdują się publiczne instytucje kultury, takie jak Międzynarodowe Centrum Kultury Nowy Teatr, Kino Iluzjon, Teatr Guliwer, Muzeum Geologiczne, Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL, dom kultury Centrum Łowicka, Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego w Królikarni, a na granicy również Studio Koncertowe Polskiego Radia im. Lutosławskiego. Z infrastruktury rekreacyjnej na terenie Ferajny leży Park Wodny Warszawianka. Jeśli chodzi o miejskie instytucje, to mokotowski Zarząd Gospodarowania Nieruchomościami zarządza częścią lokali użytkowych na Górnym Mokotowie oraz pulą mieszkań komunalnych, za które opłaty również mogłyby być elementem systemu wzajemnych rozliczeń.

Nauczyliśmy się żyć z pandemią, ale dalsze zawirowania wokół gospodarki, w tym rosnące ceny, sprawiają, że uzupełnienie lokalnego obiegu pieniądza o dodatkowy system mogłoby pomóc utrzymać nam jakość życia, do której przywykliśmy, a jednocześnie stworzyć sąsiedzką sieć wsparcia na kolejne kryzysy. Modelowych pomysłów na mokotowski ekosystem współpracy może być wiele. Ten, który zaraz przedstawię, traktuję jako przyczynek do dalszych dyskusji, zarówno dla tej okolicy, jak i dla innych sąsiedztw. Opiera się on na dwóch filarach. Pierwszy z nich to system tokenowy, w którym działania potrzebne nam z punktu widzenia dobrobytu społeczności można wymieniać na punkty, a te – na usługi, zniżki i inne korzyści. Drugi to sąsiedzki system prepaidowy, w ramach których wykupujemy różnego rodzaju talony produktowe, dające nam podobnie jak systemy premium w sklepach online, dostęp do tańszych usług w naszej okolicy. Operatorem modelu może (ale nie musi) być spółdzielnia terytorialna, którą nazywam dla uproszczenia Spółdzielnią Moko.

Zacznijmy od systemu tokenów. Wyobraźmy sobie jego modelowe działanie na przykładzie kilku sytuacji. Teatr Nowy planuje nowe nasadzenia na swoim wewnętrznym placu. W zamian oferuje punkty, które można wymienić na darmowy bilet lub danie w restauracji. W systemie są również inne instytucje, więc pomagając w Nowym, można pójść na basen na Warszawiankę albo na seans do Iluzjonu. Lokalne lokale gastronomiczne chcą promować jedzenie na dzielni, więc za każdy posiłek przyznają punkty, które można wymienić na zniżkę nie tylko w danym lokalu, ale i we wszystkich! Urząd dzielnicy prowadzi akcję konserwacji zieleni i otwiera się na prace wolontariackie. Zebrane za nie punkty można wymienić na udział w kulturze albo opłacić nimi część czynszu komunalnego. Dzięki temu lokatorzy mogą odpracować czynsz, zanim dług narośnie. Urząd z kolei unika w ten sposób biurokracji. Punkty (wzorem Citizen Coin) można przekazać innej osobie, więc w szkole podstawowej dzieci włączają się w aktywności wolontariackie, żeby wesprzeć starszych ludzi w potrzebie. W ramach istniejącej sieci można dzielić się również przestrzenią oraz przedmiotami. Osoby pracujące w domu, a mające dodatkowe biurko, zapraszają innych do wspólnej pracy. Rodziny z większymi mieszkaniami dzielą się tą przestrzenią w ciągu dnia, kiedy przedszkola i szkoły są zamknięte. Można też pożyczyć niezbędne narzędzia oraz różnego rodzaju maszyny. Chętne osoby mogą wrzucić na platformę swoje auto, rower cargo albo inny pojazd, który chcą współdzielić.

Promowana jest nie tylko aktywność fizyczna, ale również wiedza i doświadczenie życiowe. Dzielnica, we współpracy z lokalnym muzeum, uruchamia akcję zbierania historii o przeszłości. Seniorzy i seniorki dostają punkty za dzielenie się swoimi opowieściami. Powstaje program integracyjny dla osób uchodźczych – za udział w nim dostają one punkty, które mogą wykorzystać jako zniżki w lokalnych sklepach, na udział w wydarzeniach kulturalnych oraz na inne potrzeby. Dodatkowo urząd miasta pulą punktów promuje osoby płacące podatki w Warszawie i mieszkające na terenie objętym systemem. Jego granice są wyznaczone, ale są elastyczne. Tuż za granicami Ferajny leżą teatr Druga Strefa oraz kawiarnie na placu na Rozdrożu. O włączeniu nowych podmiotów do systemu decyduje cała społeczność w demokratycznym głosowaniu online. Mokotowska platforma nie jest jedyna. Powstają kolejne podobne, zarówno w Warszawie, jak i w innych miastach. Elementem wewnętrznych dyskusji jest wymiana korzyści pomiędzy różnymi społecznościami dzielnicowymi. Argumentem za rozszerzaniem systemu jest idea promowania lokalnych inicjatyw. Zniżki dla gości są niższe niż zniżki dla mieszkanek i mieszkańców danego sąsiedztwa.

Pieczę nad gładkim przebiegiem transakcji piastuje Spółdzielnia Moko. Została założona przez Nowy Teatr, stowarzyszenie mieszkanek i mieszkańców oraz urząd dzielnicy. Z czasem dołączają do niej również kawiarnie i restauracje, sklepy oraz wspólnoty mieszkaniowe, a w kolejnym kroku – osoby mieszkające na tym terenie, które chcą na stałe zaangażować się w rozwój systemu. Z wpłat powstaje fundusz, z którego spółdzielnia może finansować inicjatywy rozwojowe, na przykład zainwestowanie w dzielnicową wypożyczalnię rowerów cargo, z której członkowie i członkinie mogą korzystać po kosztach eksploatacji, a goście – odpłatnie. Za- daniem spółdzielni jest również sprawiedliwe wyważenie pomiędzy potrzebą wsparcia mniej zamożnych (lub potrzebujących tego) osób a możliwościami inwestycyjnymi mokotowskiej klasy średniej.

Poza systemem tokenowym spółdzielnia zajmuje się tworzeniem, a potem rozwojem lokalnego systemu lojalnościowego, który opiera się na kartach sąsiedzkich, pozwalających na tańsze zakupy u partnerów biznesowych. Aby karta działała, trzeba ją zasilić pierwszego dnia każdego miesiąca kwotą ustalonej wysokości. Załóżmy, że jest to 220 złotych (które ma wartość rynkową 250 złotych) i w pierwszym etapie projektu można ją wydać na 10 lunchów w wybranych knajpach albo inne wybrane produkty. Zasada jest prosta: płacimy z góry, deklarując wydanie na dzielni konkretnej sumy. Od każdej karty można odprowadzać wybrany procent (np. jeden) na fundusz społeczny. Kartę może kupić dowolna osoba, jednak podziałem środków z tego funduszu zajmują się członkowie i członkinie Spółdzielni Moko. Kolejnym krokiem może być założenie spółdzielni energetycznej na mokotowskich da- chach, która, jak Jouliette, będzie pozwalać na dzielenie się energią w ramach całego sąsiedztwa, a również sprzedawanie jej osobom i instytucjom, które nie są członkami spółdzielni. Tu również znajdzie się miejsce na tworzenie systemów rabatowych – tańszy prąd będzie można otrzymać, wykonując społeczne użyteczne prace na rzecz naszej społeczności. Jaki będzie ich katalog? Zdecydujemy w demokratycznej dyskusji, włączając w nią wszystkie chętne i zainteresowane osoby.

Spółdzielnia Moko jest moim prywatnym marzeniem o tym, jakby mógłby wyglądać Górny Mokotów w postępowej wizji przyszłości. Opiera się na założeniu, że bezpieczne jutro to zagwarantowanie sobie maksymalnej autonomii i włączenie do obiegu innych form wymiany niż tylko zwykły pieniądz. I nie ma na to jednej dobrej recepty.

 

Tekst jest fragmentem książki Joanny Erbel, „Wychylone w przyszłość. Jak zmienić świat na lepsze, której premiera odbędzie się 25 kwietnia o g. 19 w Nowym Teatrze na Mokotowie.